ďťż
  Pudzian w MMA....................znowu



DanteV - 2 mar 2009, o 19:10
http://www.wykop.pl/ramka/150884/pudzia ... e-na-ringu ...ja pierdole...znowu....i znowu bedzie tak samo ...
ale warto przeczytać bo EL TESTOSTERON (hahahhahhahahah) kilka ciekawych rzeczy......stwierdza...

Kurde jeszcze troche i z Van Dammem w K1 Pudzian zawalczy...

ehhhh




genshin_fujiwara - 3 mar 2009, o 12:27
Nie wiem, czy walka się odbędzie. Ostatnio gdzieś czytałem (niestety, nie potrafię podać źródła) że Pudzian złapał kontuzję podczas zawodów. Z tego co pamiętam, chodziło o naderwany biceps



loot - 3 mar 2009, o 14:47
huja prawda.



genshin_fujiwara - 3 mar 2009, o 14:52
http://sport.wp.pl/kat,1724,title,Pudzi ... caid=179a8




fightfear - 3 mar 2009, o 17:48
niech dadza pudzian vs kimbo
a potem wygrany pudzian vs DVD a zwyciesca tego pojedynku zmierzylby sie z popkiem o pas



melchiorek - 3 mar 2009, o 21:24
Ponieważ na szeregu portali internetowych, oraz na oficjalnej stronie organizacji KSW pojawiła się informacja o możliwości walki na zasadach MMA, pomiędzy Mariuszem "Dominatorem" Pudzianowskim a Marcinem "El Testosteronem Najmanem, związanym kontraktem właśnie z KSW, postanowiliśmy przez zaprzyjaźnione osoby zapytać Mariusza Pudzianowskiego o stan przygotowań, etap rozmów oraz ostateczną decyzję co do takiego pojedynku.

Mariusz w rozmowie telefonicznej powiedział:

1. Nikt z federacji KSW nie kontaktował się z nim w sprawie walki i ogólnie jest zdziwiony, tym co wypisują różne portale na ten temat.

2. Marcin Najman nigdy nie rozmawiał z nim na temat pojedynku i w ogóle Mariusz widział go raz w życiu.

3. Mariusz Pudzianowski, uważa za niepoważne opowiadanie o domniemanych walkach, przez różnych organizatorów, bez rozmowy z nim.

4. Mariusz jest też szczerze rozczarowany tym, że ktoś na jego nazwisku, na które ciężko pracował, próbuje robić sobie reklamę własnej działalności - jest oburzony i zdenerwowany traktowaniem go podmiotowo.

5. Jak już wiedzą niektóre media zawodnik doznał kontuzji ręki i najbliższe dni spędzi w szpitalu po zabiegu. Nie zamierza prowadzić w tym czasie żadnych rozmów na temat pojedynku. Zależy mu na szybkiej i skutecznej rehabilitacji.

6. W najbliższych planach (kilku miesięcy) kariery Mariusza nie ma możliwości stoczenia walki, bowiem ma zobowiązania kontraktowe wobec sponsorów i reklamodawców a także organizatorów imprez.

7. Mariusz prowadzi wstępne rozmowy z jedną z organizacji na temat stoczenia walki na zasadach MMA lub K-1, ale nie jest to KSW. Najbliższy termin w jakim byłoby to możliwe, to późno jesienny okres 2009 lub początek 2010. Taka walka zawsze była marzeniem Mariusza i aspekt finansowy nie stanowi tu najważniejszej sprawy.

Myślimy, że powyższa rozmowa na jakiś czas ucina dyskusję o starcie tego sympatycznego i lubianego przez wszystkich sportowca na polu sportów walki a także "zachęcania" go do takiego pojedynku. Kibice z pewnością kiedyś przekonają się o umiejętnościach i sile Mariusza, ale obecnie zawodnik ma zobowiązania i umowy, które zamierza respektować, bowiem stanowią jego podstawowe źródło utrzymania.

Ogólnie "Pudzian" jest poddenerwowany sposobem w jaki niektóre osoby, rozgrywają swoje interesy i niedwuznacznie powiedział co o tym myśli, powyższa relacja z rozmowy jest tylko dyplomatycznym wyjaśnieniem jego odczuć i opinii na ten temat.

źródło: fightsport.pl



DanteV - 3 mar 2009, o 21:33
czyli jak zwykle .... (tylko nie spóźnij się jak zwykle...kartke sobie przygotuj żeby CI budki nie zajęli )



gallimim - 4 mar 2009, o 18:26
http://sport.onet.pl/0,1248762,1926871,wiadomosc.html



Gangsterzy chcieli, by ściągał haracze. W więzieniu grypsował. Przyznaje, że środki dopingujące też są dla ludzi. Seksualne propozycje dostaje od kobiet i mężczyzn. Show-business to dla niego "brud i syf". Ceni i szanuje Andrzeja Leppera. Mariusz Pudzianowski w wywiadzie dla Onet.pl zdradza swoje tajemnice.
Wojciech Harpula: Spędził Pan 19 miesięcy za kratkami. Ciężko było?

Mariusz Pudzianowski: Ktoś, kto nie siedział, nigdy nie zrozumie jak tam jest. To zupełnie inny świat. Rządzi się swoimi prawami. Siłą nic tam nie zwojujesz. Trzeba wiedzieć, jak zachować się w pewnych sytuacjach.

- Wiedział Pan?

- Nauczyłem się. Byłem wśród grypsujących. Więźniowie dzielą się na dwie kategorie: frajerów i ludzi. Frajerzy sprzedają innych, donoszą klawiszom. Ludzie, czyli grypsujący, stosują się do zasad. Ja byłem człowiekiem. Wyszedłem z więzienia i nigdy tam nie wrócę. Niestety, taki epizod może zdarzyć się każdemu młodemu człowiekowi. Dostałem nauczkę.

- Dlaczego trafił Pan do więzienia?

- Przez bossa z mojej rodzinnej Białej Rawskiej. To bogaty, wpływowy gość. Nie mogłem patrzeć jak znęcał się nad młodym chłopakiem. Bił go, potem skopał i stanął mu butem na twarz. To wyprowadziło mnie z równowagi. Mnie trudno zdenerwować, ale jak już jestem mocno wkurzony, to trzeba uważać.

- I co Pan zrobił?

- Wkroczyłem do akcji. To był facet zbliżonej do mnie postury, uprawiał kiedyś boks. Wtedy, w 2000 r. nie wyglądałem jeszcze tak jak teraz, nie byłem mistrzem świata strongmenów, ale pokazałem mu, co to znaczy oberwać. Wystąpiłem w obronie słabszego, bo tak mnie uczyli w domu. A wielki boss poleciał na policję jak baba. Koledzy doradzili mu, jak mnie wrobić.

- Wrobić?

- Oskarżył mnie nie tylko o pobicie, ale także o kradzież złotego łańcucha. To śmieszne, ja żadnego łańcucha nie widziałem nawet na oczy. Sąd uwolnił mnie od zarzutu kradzieży, ale odpowiadałem za pobicie. Najpierw dostałem 3,5 roku, po apelacji wyrok zmniejszono do 2,5 roku. Wyszedłem wcześniej za dobre sprawowanie.

Nigdy nie byłem bandziorem, nie rozrabiałem. Niestety, prawo jest, jakie jest. Ktoś cię może zaczepić na ulicy i uderzyć. Ty oddasz, a że jesteś silniejszy, to tamten będzie bardziej poszkodowany. I to ty trafisz za kratki.

- Zawsze można nie oddać.

- O nie. Nie nadstawiam drugiego policzka. Ja oddaję.

- Był taki moment w Pana życiu, że wystarczyła jedna zła decyzja, a zszedłby Pan na złą drogę?

- Nie miałem nigdy takich ciągotek. Mam swoje zasady.

- Miał Pan propozycje pracy od "ludzi z miasta"?

- Zdarzały się. Mówili, że mogę w łatwy sposób zarobić sporo pieniędzy: ściągnąć haracz, dług odebrać. To mnie nie interesowało. Zawsze chodziłem własnymi ścieżkami. Dzięki temu jestem dziś tym, kim jestem.

- Zawsze był Pan taki twardy?

- Nigdy nie byłem mięczakiem. I tak chyba już zostanie.

- Zaczął Pan trenować karate, boks i podnosić ciężary, ponieważ nie chciał Pan być mięczakiem?

- Nigdy nie ustępowałem. W szkole podstawowej chłopcy ze starszych klas trochę się na mnie wyżywali, a ja sobie na to nie chciałem pozwolić. Zacząłem trenować, gdy miałem 10 lat. Poszedłem na karate kyokushin, potem doszedł boks. A z ciężarami byłem za pan brat od najmłodszych lat. Mój tata był niezłym sztangistą, czasami chodziłem z nim na treningi, podglądałem jak ćwiczy. Sztangi i hantle leżały w domu, to zacząłem się nimi bawić. Poprosiłem ojca, żeby pokazał mi, jak się trenuje. I tak się zaczęło.

- Uważa się Pan za sportowca? Niektórzy mówią, że zawody strongmenów to show, cyrk, a nie prawdziwa rywalizacja sportowa.

- Usłyszałem kiedyś, że strong man to nie jest dyscyplina olimpijska i nie mógłbym zostać sportowcem roku. Bez obrazy dla Roberta Kubicy, ale czy wyścigi Formuły 1 to sport olimpijski? Czy Formuła 1 to nie jest jedno wielkie show, gdzie w dodatku więcej zależy od samochodu niż kierowcy? A przecież Kubica został sportowcem roku.

- Pan też chciałby zostać sportowcem roku?

- Nie. Nie interesują mnie takie nagrody. Wiem, ile jestem wart i nie potrzebuję ich. Nie będę też przekonywał nikogo, że strongmeni to sportowcy. Niech sami spróbują trochę potrenować, a potem wystartować w zawodach. Wtedy będziemy mogli pogadać.

- Ile ton żelastwa trzeba przerzucić, żeby przygotować się do zawodów?

- Kilka, kilkanaście tysięcy. Pierwsze zawody mam w czerwcu, a przygotowania zacząłem w styczniu. To nie jest kaszka z mleczkiem. Żeby być w czymś najlepszym, trzeba wielu poświęceń.

- Co Pan poświęcił?

- Dwadzieścia lat ciężkiego treningu. Codziennej pracy nad siłą i techniką. W tym sporcie nie można liczyć na szybkie efekty. Najważniejsza jest systematyczność i wytrwałość. Nie żałuję jednak niczego. Gdybym miał jeszcze raz wybierać drogę życiową, wybrałbym tak samo.

- Zna Pan wszystkich najlepszych strongmenów na świecie. Lubicie się?

- W każdym zawodzie zdarzają się różni ludzie. Tak samo wśród nas. Mam dobrych kumpli, ale są też zawodnicy, za którymi nie przepadam. Amerykanie nie potrafią przegrywać. W ubiegłym roku nie byłem przygotowany do mistrzostw świata tak, jak powinienem. Miałem kontuzję, brałem udział w "Tańcu z Gwiazdami". Wygrałem trzema punktami. Amerykanie nie mogli się z tym pogodzić. Mówili, że miałem szczęście, że to przypadek, odgrażali się. Zupełnie bez sensu. Nie lubię takich zachowań. Trzeba umieć przegrać z klasą.

- Czy można być strongmenem nie zażywając środków dopingujących?

- Każdy zawód ma swoje tajemnice. Księża mają swoje tajemnice, prokuratorzy, dziennikarze. I strongmeni też. O zawodowej "kuchni" rozmawia się w zamkniętym gronie.

- Spróbuję raz jeszcze: bierzecie "koks" czy nie?

- Poproszę o następny zestaw pytań.

- Nie boi się Pan o swoje zdrowie?

- Jestem pod kontrolą lekarzy. Co trzy miesiące przechodzę kompleksowe badania. Wszystko jest w porządku, nie mam powodu do obaw.

- Jest Pan wzorem dla wielu młodych ludzi. Niektórzy marzą, żeby pójść w Pana ślady. Dlaczego nie powie im Pan: chłopie, bez sterydów ani rusz. Albo: chłopie, nie musisz narażać zdrowia, bo sukces bez "koksu" jest możliwy.

- Wszystko jest dla ludzi. Papierosy, alkohol, inne środki. Tyle tylko, że trzeba tego używać z głową.

- Czyli "koks" też jest dla ludzi, byle tylko stosować leki osłonowe i nie przesadzać?

- Wszystko jest dla ludzi. Trzeba tylko myśleć o konsekwencjach stosowania różnych środków. Można pić "setkę" wódki raz w tygodniu, ale można też codziennie wypijać flaszkę. Ten, kto pije "setkę" na pewno sobie nie zaszkodzi. Ja spróbowałem kiedyś marihuany. Przez miesiąc nie mogłem trenować, bo miałem kontuzję. Kilka razy ze znajomymi sobie podpalaliśmy. I co? Czy jestem narkomanem? Nie jestem.

- Podobało się Panu po "trawce"?

- Nie. Spróbowałem kilka razy i koniec. Nie używam.

- Jak długo jeszcze będzie Pan startował w zawodach strongmenów?

- Nie wiem. W tym sporcie osiągnąłem już wszystko. Teraz mogę tylko zdobywać kolejne mistrzostwa świata, Europy i Polski. Nie czuję się jednak wypalony. Mam zapał do treningów. Po prostu lubię to, co robię i nadal czuję się silny. Gdy zobaczę, że nie daję już rady, to się wycofam. Nie wyznaczam konkretnej daty. Nawet jak odejdę ze strongmenów, to zostanę w sporcie.

- Będzie Pan walczył w MMA?

- Na razie zostawiam ten temat w zawieszeniu. Zobaczymy, jak potoczą się rozmowy w tej sprawie. Na pewno dałbym sobie radę w ringu. Trenowałem karate przez 15 lat, a boks przez siedem. Jestem silny i szybki.

- Liczy Pan, że na galach MMA zarobi większe pieniądze?

- Tu nie chodzi o pieniądze. W zawodach też nie startuję dla pieniędzy. To nie jest moje źródło utrzymania. Mam swoją firmę, która dobrze prosperuje. Jestem właścicielem szkoły ochroniarzy, różnych nieruchomości, sal bankietowych. Sport to hobby. A w strongmenach zarobki nie są jakieś olbrzymie: za zwycięstwo w mistrzostwach świata można dostać 60 tys. dolarów. Wygrana w zawodach Grand Prix w USA to 10-15 tys. dolarów. Piłkarze – nawet w Polsce – zarabiają więcej.

- W jakim kraju na zawody strongmenów przychodzi najwięcej osób?

- Zdecydowanie w Polsce. U nas zawody mają najlepszy klimat.

- Widzi Pan w Polsce swojego następcę?

- Są mocni zawodnicy, ale ciężko wskazać takiego, który od razu będzie potrafił wygrywać w zawodach o najwyższą stawkę.

- Nie boi się Pan, że po Pana odejściu Polacy przestaną interesować się strongmenami?

- Może tak być. Ze mną jest trochę tak, jak z Adamem Małyszem. Polskie skoki to Adam Małysz i na razie nie widać zawodników, którzy szybko go zastąpią i będą odnosili sukcesy.
Jestem w podobnej sytuacji. Polacy znają tylko jednego strongmena – "Pudziana". I na razie innych nie widać.

- Jakie są Pana aktualne wymiary?

- Wzrost – 186 cm. Biceps – 56 cm, kark – 54 cm, klatka piersiowa – 150 cm, udo – 80 cm.

- A waga?

- 140 kg.

- Robi wrażenie. Zdarza się panu, że jakiś podpity jegomość koniecznie chce się zmierzyć z najsilniejszym człowiekiem na ziemi?

- Nie. Mam szacunek u ludzi. Wiedzą, że dysponuję sporym potencjałem. Pożartować można, ale nikt nie chce sprawdzać, czy faktycznie jestem taki silny, na jakiego wyglądam.

- Kilka lat temu, gdy jeszcze nie był Pan tym "Pudzianem", powiedział Pan w jednym z wywiadów, że boi się kobiet. Nadal tak jest?

- Żartowałem wtedy. Nie boję się kobiet.

- Podoba się Pan kobietom?

- To pytanie trzeba by zadać kobietom. Jakby pan zapytał mnie, czy podobają mi się kobiety, to powiedziałbym, że tak. Ładne kobiety podobają się chyba każdemu facetowi.

- A zdarzało się, że kobiety dawały Panu do zrozumienia, ze jest Pan atrakcyjny?

- Teraz kobiety są odważne i bezpośrednie. Zdarza się, że podchodzą i mówią, że im się podobam. Nie widzę w tym nic złego.

- Co je w Panu pociąga?

- Kobiety wolą dobrze zbudowanych facetów niż lalusiów w garniturku. Ja jestem może aż za dobrze zbudowany, ale to też się podoba. Słyszę czasem od kobiet, że mam fajne mięśnie. Że jestem prawdziwym facetem. Takim z krwi i kości.

- Dostaje Pan sporo seksualnych propozycji?

- Nie liczę. Różne maile dostaję. Czasem odpisuję: dzięki za miłego maila, ale się nie spotkamy, bo mam kobietę.

- A mężczyznom się Pan podoba?

- Nie interesuje mnie to. Zdarzało się, że dostawałem propozycje spotkań także od mężczyzn. Przychodziły maile, głównie z zagranicy. Panowie chcieli się spotkać, gwarantowali dyskrecję. Ignoruję to. Jestem zdecydowanie heteroseksualny.

- Zdarzyło się kiedyś Panu płakać?

- W ciągu ostatnich 10 lat nie.

- A wcześniej?

- Tak. To żaden wstyd. Czasami są rzeczy, które mogą załamać nawet tak wielkiego konia jak ja. Nie jestem maszyną.

- Z jakiego powodu?

- To dawne czasy... Zmieńmy temat.

- Faktycznie znalazł Pan kobietę, z którą chce pan spędzić resztę życia?

- Życie prywatne zostawiam dla siebie. Nie wystawiam go na użytek publiczny. Jest granica, której nikomu nie pozwolę przekroczyć. Jeżeli ktoś pisze, że wkrótce się żenię, to niech pisze. Nie powiem słowa na ten temat.

- Chce Pan mieć dzieci?

- Jak każdy normalny facet. Wcześniej czy później trzeba będzie założyć rodzinę. Nie wiem czy nastąpi to za rok, czy dwa, ale kiedyś na pewno. Rodzina i zdrowie są najważniejsze w życiu. Jak się to ma, to reszta sama przyjdzie.

- Jest coś, o czym Pan marzy?

- (cisza) Dobre pytanie. Chcę założyć normalną rodzinę i żyć jak normalny człowiek. W spokoju, bez stresu, wyścigu szczurów.

- Jest Pan wierzący?

- Wierzący, ale niepraktykujący. Do kościoła nie chodzę. Nie cenię księży. Znam takich, którzy w jednym mieście odprawiają msze, spowiadają ludzi, a w sąsiednim mają żony i dzieci. To nie jest w porządku.

- Ze świata sportu trafił Pan do świata show-businessu. Jaki to świat?

- Zakłamany i fałszywy.

- Poznał Pan kogoś wartościowego w świecie gwiazd?

- Wszędzie można spotkać ludzi lepszych i gorszych, ale show-business to wielki brud i syf. Większość tych gwiazd sprzeda wszystko, byle tylko napisały o tym gazety. Żałosne to.

- Nie czuje się Pan celebrytą?

- Nie unikam dziennikarzy, ale nie pcham się do gazet. Nie sprzedaję prywatności. Robię swoje. Jeżeli ktoś chce o tym pisać, proszę bardzo. A że jestem znany? To miłe, ale pracowałem na to wiele lat. I były chwile, kiedy nikt się mną nie interesował.

- Interesuje się Pan polityką?

- Nie za bardzo.

- Ale popierał Pan w kampanii wyborczej Andrzeja Leppera.

- Znam go prywatnie. To porządny, przyzwoity człowiek. Złego słowa o nim nie powiem. Nie śledziłem jego działań w polityce, bo się tym nie interesuję. Wypowiadam się o nim jako o człowieku, a nie polityku. Zaczynał od zera, a dostał się na sam szczyt. Byle kto nie pokonałby tak dalekiej drogi.

- Pan też przeszedł daleką drogę z Białej Rawskiej na salony. Dlaczego się udało?

- Uparty jestem. Jeśli ktoś wie, co chce osiągnąć i ma charakter, to można osiągnąć wszystko.
Trzeba wyznaczyć sobie cel i konsekwentnie do niego dążyć. W życiu nie ma dróg na skróty. Czasem jest ciężko, ale nie wolno rezygnować. Za to, gdy już dojdziesz tam, gdzie chciałeś, możesz mieć chwilę satysfakcji. Wiesz, ile jesteś wart.

- A Pan ile jest wart? Pytam o pieniądze. Musiał Pan robić kiedyś wycenę wartości wizerunku.

- Różne firmy robiły. Marka "Pudzian" jest warta ok. 2,5–3 mln euro. Jeśli ktoś chciałby mnie kupić na wyłączność, musi tyle wyłożyć.

- Miło być wartym 3 mln euro?

- Wartości człowieka nie da się przeliczyć na pieniądze. Mnie wydaje się, że jako człowiek jestem wart więcej.

Rozmawiał Wojciech Harpula, Onet.pl

Ciekawe czy ta rozmowa to tez fake



Grzeniu - 4 mar 2009, o 19:09
fejk jak chuj...

jakto mowia maloletni fani neostrady



gallimim - 4 mar 2009, o 19:30
przynajmniej przedstawiaja go jako bohatera



loot - 4 mar 2009, o 22:24
Pudzian jest ok.



delly - 12 mar 2009, o 21:23
Kurde, dzieje się: http://mmablog.pl/2009/03/11/ksw-vs-aof ... -pudziana/

IMO nie są w stanie zapłacić sensownych pieniędzy Pudzianowi za taką walkę.
Pudzian by do Japonii pojechał i pewnie sto tysięcy bez gadania wyhaczył za jakiś freakshow.



Jodan - 14 mar 2009, o 15:42
http://miasta.gazeta.pl/plock/1,35682,6 ... ocku_.html
artykuł z 3 marca 2009
Pudzian nie wyklucza, że biłby się w MMA a Angels of Fire, ale, jak stwierdza sam:
w ciągu roku ma 12 zawodów z cyklu Strong Man i z dwóch może zrezygnować na rzecz udziału w walce.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • albionteam.htw.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cichooo.htw.pl